Nazywam się Łukasz Świrgał i od 11 lat prowadzę agencję Brandwise. Widziałem już wiele cudów marketingowych, ale kiedy ostatnio wpadła mi na maila oferta pozycjonowania wizytówki Google „z gwarancją TOP10” za 200 zł miesięcznie… no kur.., musiałem się zatrzymać.
Zacznijmy od początku. Wizytówka Google (Google Business Profile) to narzędzie darmowe. Zakładasz je, uzupełniasz dane i – uwaga – działa. Można ją zoptymalizować: dodać zdjęcia, opisy, produkty, regularnie wrzucać posty. To są realne rzeczy, które mają sens. Ale pozycjonowanie wizytówki, jakby to była strona internetowa, to jest ściema na miarę sprzedaży powietrza w butelkach.
Skąd się biorą takie oferty?
Firmy bazują na niewiedzy przedsiębiorców. Strach i niewiedza to złote żyły dla cwaniaków. Dzwonią albo piszą, że „bez naszego abonamentu Pana wizytówka zniknie z Google” albo „zapewnimy TOP10”. Guzik prawda. Google nikogo nie wyrzuca za brak opłat – bo opłat po prostu nie ma.
Kiedy słyszę o gwarancji TOP10, to śmiać mi się chce. Google sam mówi: nikt nie może zagwarantować pozycji. No chyba że ktoś wybierze frazę „Zakład fryzjerski Józek z Pcimia Dolnego” – wtedy rzeczywiście, cud się wydarzy i będziesz w TOP1. Ale czy to przyciągnie nowych klientów? Wątpię.
Linkowanie do wizytówki? Serio?!
Kolejny mit. Nie, nie da się „linkować wizytówki” jak strony www i w magiczny sposób wbijać jej wyżej. To tak, jakbyś próbował podlewać plastikową palmę, licząc że zacznie rosnąć. Nie rośnie. Wizytówka działa w oparciu o inne czynniki: spójność danych, lokalizację użytkownika i przede wszystkim opinie klientów.
Opinie – czyli gdzie kończy się marketing, a zaczyna oszustwo
Prawdziwe opinie klientów faktycznie mają ogromny wpływ. Ale kupowanie fałszywych recenzji to proszenie się o kłopoty. Google nie jest głupie. Jak wykryje lewe opinie – skasuje je, a czasem zawiesi całą wizytówkę. I wtedy zostajesz z niczym. Chyba że twoim marzeniem było zostać mistrzem „TOP0” – bo właśnie tam trafisz.
Dlaczego mnie to wkurza?
Bo ktoś żeruje na przedsiębiorcach, którzy uczciwie prowadzą swoje biznesy, a nie muszą znać się na każdym zakamarku marketingu online. Bo zamiast wydać 200 zł na coś realnego (np. kampanię reklamową, zdjęcia, czy chociaż flaszkę dobrego whisky, która naprawdę poprawi humor), ktoś płaci za usługę, której zwyczajnie nie ma.
Co robić, żeby wizytówka działała?
Uzupełnij wszystkie dane (adres, telefon, godziny, opis).
Dodawaj zdjęcia i posty, niech profil żyje.
Zachęcaj prawdziwych klientów do wystawiania opinii.
Dbaj o spójność danych w internecie (katalogi, mapy, portale lokalne).
To wszystko możesz zrobić sam albo zlecić komuś jednorazowo. Ale nie wierz w abonamentowe cuda na kiju.
Na koniec:
Jeśli kiedykolwiek dostaniesz ofertę typu „pozycjonowanie wizytówki za 200 zł” – weź głęboki oddech, policz do dziesięciu i… wyrzuć maila do kosza.
