Żeby nie zawieść niczyich oczekiwań na wstępie zaznaczę, że nie pojawią się poniżej informacje o tym ile można zapłacić za zrobienie strony internetowej, a jaka kwota będzie wygórowana. Ilekroć na spotkaniu z Klientem pada takie pytanie odpowiadam, że cena wynosi około 10% wartości samochodu osobowego. Oczywiście nie wiadomo czy chodzi o nową niemiecką limuzynę czy zużytą technologiczną myśl hinduskiej motoryzacji. A więc co wpływa na cenę serwisu WWW?
Po pierwsze podobnie jak w motoryzacji liczy się konfiguracja. Serwisy internetowe mogą się różnić od siebie zaszytymi skryptami, wykorzystaną technologią, starannością wykonania czy designem. To ostatnie zagadnienie jest najbardziej dyskusyjne, bo jak mawiał mój Ojciec „Nie to ładne co ładne, ale co się komu podoba”. No i faktycznie wielokrotnie Klient wybierał z oferty „brzydaki” odwalający piękne (naszym zdaniem) realizacje, bo w jego ocenie były bardziej atrakcyjne. No cóż… na temat gustów i kolorów się nie dyskutuje, jak mówi prastare łacińskie przysłowie.
Druga sprawa to użyte materiały jak zdjęcia, filmy, muzyka, grafiki, skrypty itd. Cena zależy od ich jakości, formie licencji oraz tego czy udzielana jest na wyłączność czy nie. Co tu dużo mówić, profesjonalne narzędzia kosztują, a koszt ten przenoszony jest na zamawiającego. Ważne tylko aby był przenoszony proporcjonalnie do wielkości zamówienia.
Kolejna rzecz to Client Service czyli obsługa Klienta. Od procesu obsługi i infrastruktury, którą dysponuje agencja zależy bardzo wiele. To trochę jak z hotelami. Za te z pełną obsługą, basenami i innymi dogodnościami musimy zapłacić krocie, podczas gdy w tanim hotelu nie powinniśmy liczyć na drink bar w pokoju. W cenie projektu agencja może nam zaoferować nawet całodobową obsługę, wsparcie merytoryczne, zaplecze techniczne np. do utrzymania naszych plików oraz nielimitowane spotkania z cateringiem czy wydłużone terminy płatności.
Istotna jest też marka jaką wypracował sobie fachowiec. Jeśli jest znany, a jego realizacje cieszą się popularnością to cenić będzie się wyżej niż ten, który właśnie wchodzi na rynek, nawet jeśli wiedzą wcale nie ustępuje temu pierwszemu.
Pracując w tej branży od kilkunastu lat niejednokrotnie zdarzyło mi się opiniować cudze oferty i odpowiadać na pytania typu „Co sądzisz? Warto to kupić?” Sam podobnie robie kiedy rozważam zakup czegoś, na czym kompletnie się nie znam. Tak skonstruowany jest ten świat, że każdy z nas (no prawie każdy) zna się na czym innym. Pewnie tak bym to pozostawił, gdyby nie fakt, że niektórzy oferenci zwyczajnie przeginają. Wielokrotnie czytałem o miodzie lanym do silnika czy książkach serwisowych, które feralnie zjadł pies. W branży budowlano remontowej wcale lepiej nie jest, co obnaża popularny program podglądający fachowców przez ukrytą kamerę. A czy digital jest wolny od takich magików? Na pewno nie, acz wierzę, że nie ma ich aż tylu co w innych dziedzinach. Niemniej jednak warto sprawdzić z kim będziemy współpracować i co zawiera oferta, z której rozważamy skorzystać. Od czego zacząć?
Co właściwie chcemy zrobić?
Na początek musimy ustalić co konkretnie chcemy zlecić potencjalnemu kontrahentowi. Jest to ważne aby móc prawidłowo dobrać oferentów oraz zbriefować ich w zrozumiały dla nich sposób. Warto mierzyć siły na zamiary
Z kim chcemy pracować?
Warto zwrócić uwagę na to czy oceniany dostawca ma doświadczenie w danym zakresie realizacji np. w tworzeniu sklepów internetowych. Najlepszym dowodem posiadanych kompetencji jest portfolio oraz liczba rekomendujących. Przestrzegam jednak aby nie dawać całkowitej wiary w wizualizacje realizacji, bo jak to się zwykło mawiać „papier przyjmie wszystko”. Najlepiej aby to były linki do działających rozwiązań, a dodatkowo dobrze gdybyśmy mogli się skontaktować z poprzednim zamawiającym i zapytać o satysfakcję ze współpracy.
Jakie obowiązki po czyjej stronie?
W kontakcie z profesjonalistą, potencjalny Klient powinien wiedzieć tylko jedno. Powinien wiedzieć czego chce. Oczywiście wiem, że zdarzają się tacy, którzy i tego nie wiedzą. Z takimi nie podejmujemy współpracy, bo szanse że dostarczymy coś co będzie stanowiło odpowiedź na pytanie, którego Klient nie nie potrafi sformułować są niewielkie. Wracając do tematu, jeśli potencjalny Klient wie, że jego firma udziela pożyczek, wie że chce serwis do generowania leadów to to moim zdaniem wystarczy. W swojej karierze miałem okazję spotkać się z tym, że agencja pytała Klienta o to co chce mieć w logotypie, po czym brała za „wymyślenie” ów logotypu krocie. Raz spotkałem się z modelem, w którym to zamawiający miał sobie wybrać i kupić zdjęcia, a następnie dostarczyć je do wykonawcy, który za niewielką opłatą dopasuje je wagą i formatem do potrzeb projektu WWW. Takich przykładów mógłbym wymieniać na pęczki. Moim zdaniem każda próba przerzucenia czegokolwiek na barki Klienta jest nadużyciem. Fachowiec ma fach w rękach, narzędzia w dłoniach i nie zawaha się ich użyć.
Po czym poznać fachowca?
Fachowiec ma wiedzę i w sposób logiczny potrafi się nią dzielić. Wiadomo, że każda branża operuje swoją nomenklaturą, niezrozumiałą dla przeciętnego zjadacza chleba. Nie wstydźmy się pytać, próbujmy zrozumieć. Dla przykładu ja nie jestem mechanikiem samochodowym, powiem więcej, moja wiedza motoryzacyjna sprowadza się do tankowania. Niemniej zamawiając usługę pytam o wszystko to, co mi przychodzi do głowy. Czasem nawet najbardziej naiwne pytania potrafią obnażyć próbującego naciągnąć nas oferenta. Kiedyś A. Einstein powiedział „Jeżeli nie potrafisz czegoś prosto wyjaśnić – to znaczy, że niewystarczająco to rozumiesz.” Zwracajcie na to uwagę, zazwyczaj jeśli ktoś operuje całkowicie niezrozumiałym dla Was językiem to próbuje coś ukryć. Jeśli pomimo tego, że o coś pytacie to udzielane odpowiedzi jeszcze bardziej komplikują całą sytuację, odpuśćcie.
Poprośmy o próbkę możliwości.
Równie dużo co portfolio oferenta powie nam o nim próbka możliwości. W przypadku projektowania graficznego może to być przykładowa jego wizja naszej przyszłej WWW. Tu musicie znaleźć złoty epikurejski środek pomiędzy oczekiwaniami bez wchodzenia w zobowiązania, a docelową wielkością projektu. Próbka nie może stanowić 100% docelowego projektu. Szanujący się oferent może odmówić w momencie gdy stosunek nakładów pracy nad próbką, a potencjałem projektu o którego obsługę walczy będzie bliski 1:1
Ustalcie co finalnie otrzymacie.
Jeśli projekt nie jest na tyle duży, aby Wykonawca zdecydował się na niezobowiązująco wykonać np. wizualizację strony głównej to nadal nic straconego. Niech przedstawi draft lub wskaże dostępne na rynku rozwiązania, których użycie proponuje. Im więcej tym lepiej będzie Wam zobrazować sobie w głowie Waszą przyszłość stronę WWW.
Jakość czy cena?
To chyba najczęściej niewypowiedziane pytanie jakie rodzi się w głowach potencjalnych Klientów.
Marylin Monroe twierdziła, że „Zakupy szczęścia nie dają, dopiero zakupy…”. Nie bez przyczyny odwołuję się do słów symbolu sexu lat 50tych. Wychodzę bowiem z założenia, że lepiej wydać więcej za jakościową usługę niż tanio kupić bubel. Wielokrotnie zdarzało się, że oszczędzanie na jakości skończyło się na dwóch zleceniach, bo opłaconą pierwszą z realizacji trzeba było naprawiać. Oczywiście nie znaczy to, że im droższe rozwiązanie tym będzie lepsze, nie. Zmierzam do tego, że cena nie mówi nam nic o tym co właśnie zamierzamy kupić.
Freelancer czy agencja?
Nie wiem czy zwróciliście uwagę, że z uporem maniaka starałem się unikać określenia „Agencja”. Bardzo świadomie, ponieważ nie chciałbym zostać posądzony o stronniczość jako właściciel kilku z nich. Osobiście bowiem uważam, że nie ma żadnego znaczenia czy pracujecie z wolnym strzelcem czy z agencją. Ważny jest jedynie stosunek poziomu profesjonalizmu do proponowanej ceny. W mojej karierze miałem okazję pracować zarówno z tymi pierwszymi jak i drugimi. Nie ma zasady stanowiącej o tym, które z założenia jest lepsze, a które droższe. Z mojego doświadczenia wynika, że przy dużych, wielowątkowych projektach sprawdzają się agencje dysponujące całą gamą kompetencji i sporymi zasobami, wszystko inne śmiało można adresować wedle uznania, byle do profesjonalisty.
Decyzja i co dalej?
Na początek podsumujmy sobie ustalenia, najlepiej mailowo abyśmy zawsze mogli do nich wrócić. Zamawiający ma ten komfort, że zwyczajowo za niezamówione (czyt. nieokreślone w zamówieniu) usługi nie płaci. Oczywiście wymagać to będzie asertywności, w sytuacji gdy Wykonawca będzie chciał nas przekonać, że dany element jest obowiązkowy i płatny jak Wuzetka i kawa w filmie „Miś”. Ustalmy pisemnie wszystko co przychodzi nam do głowy, w tym przypadku absolutnie głowa nie rozboli nas od przybytku. Określi zakres świadczonych usług, cenę, czas realizacji, przekazanie praw autorskich, zakres materiałów, które mamy przekazać na rzecz projektu, ilość zgłaszanych zmian i propozycji grafik oraz czy i w jakich okolicznościach mogą pojawić się koszty dodatkowe.
Zabezpieczmy się prawnie.
Wszystkim pracownikom naszej grupy przyjmującym nowe zlecenia powtarzam od zawsze, że umowa podpisywana jest na złe czasy. Chodzi o to, że póki nasze relacje z kontrahentem są dobre to nikt nikogo za nieznaczne wykroczenia poza zapisy umowne nie będzie karał. Gorzej jeśli się pogorszą jak relacje małżeńskie na chwile przed rozwodem. Co prawda mail z podsumowanie już stanowi jaką formę umowy słownej, ale przesądny zawsze ubezpieczony. Rekomenduję podpisać NDA (ang. Non-Disclosure Agreement) czyli umowę o zachowaniu odpowiedzialności, dzięki czemu będziemy mieć pewność, że przekazywane przez nas informacje nie trafią w niepowołane ręce. Dodatkowo umowa. Po co skoro mail z podsumowanie w jakiejś części przyjmuje jej charakter? No właśnie, w jakiejś części. Otóż praw autorskich do Waszego serwisu wykonawca nie może Wam przekazać inaczej niż na piśmie. W najgorszym wypadku, ktoś mógłby zaprojektować Wam stronę, wziąć za to pieniądze, a następnie oskarżyć Was o kradzież. Komu sąd przyznałby rację? Nie wiem, wiem natomiast, że wolałbym nie musieć sprawdzać.